czwartek, 12 maja 2011

Australia Day 2011

________________________________________________________

Kolejną rocznicę dotarcia do Sydney tzw. Pierwszej Floty (First Fleet) celebrowano z mniejszą euforią po tragicznych powodziach w Queensland, Wiktorii i w innych stanach. Strat rzędu bilionów dolarów nie wyrównają publiczne zbiórki, zorganizowane w dniu święta. Czy dziurę załata „flood levy”, przyjęte chętnie tylko przez 7% respondentów ankiety ? Powodzie stały się kataklizmem dla ludzi, Australii i jej gospodarki.

Pod wodą znalazły się pola pszenicy, trzciny cukrowej, bawełny, plantacje owoców oraz kopalnie. Chiny importujące od nas węgiel szukają dziś innych dostawców. Potop może załamać australijską prosperity, a Queensland grożą w tym roku jeszcze cyklony, gdy stan już wygląda jakby spustoszony przez wojnę. Powrót do względnej normalności potrwa miesiące, nie ma też gwarancji czy powodzie nie dotkną nas w kolejnym sezonie. Skażona natura uległa rozstrojeniu, podobnie cykle pór roku. A kiedyś – z początkiem kolonizacji na antypodach – było zupełnie inaczej.


Decyzja o zasiedleniu wybrzeża New South Wales nie zapadła od razu, od roku 1770 gdy kapitan Cook anektował australijski ląd w imieniu korony brytyjskiej minęło szesnaście lat. Dopiero wtedy lord Sydney aprobował powstanie kolonii karnej w rejonie Botany Bay.


Podobno ważnym argumentem były koszty utrzymania więźniów! Rocznie wydawano w Anglii 26 funtów na jednego skazańca, natomiast jednorazowy przewóz delikwenta mieścił w granicach 20 funtów! I kłopot z głowy, bo na nowej ziemi skazańcy mieli po prostu pracować, tworzyć fundamenty Nowej Południowej Walii. Okręty angielskie miały też zapewnić sobie dostawy drewna oraz lnu. Te czy inne surowce były niezbędne dla floty indyjsko-oceanicznej. Za decyzją założenia tu kolonii karnej nie stały jednak względy wyłącznie tej natury, a także racje polityczne.
Anglicy pragnęli ubiec Francuzów. W r.1756 de Brosses proponował utworzenie w Australii francuskiej kolonii, co jednak nie wzbudziło entuzjazmu Ludwika XV. Miał on poważniejsze wtedy sprawy na głowie jak choćby początek wojny siedmioletniej. Francuzom nie uśmiechała się też daleka podróż, brakowało chętnych nawet do zasiedlania o wiele bliższego Quebec’u. Dlatego też łapano w Paryżu bezdomne dzieci, sieroty i wysyłano do Nowej Francji nad rzeką św.Wawrzyńca! W r.1750 lud paryski protestował przeciwko porywaniu dzieci, które potem były deportowane do Kanady. Zamieszki przybrały poważne rozmiary.
Projekt francuskiej kolonii na dalekim lądzie Australii upadł, lecz Anglików niepokoił sojusz francusko-holenderski, który odnowiono w r.1785. Sojusz ten dał się we znaki Anglikom już podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Tym razem obawiano się, że obecność Holendrów w Indonezji ułatwi Francuzom penetrację tej strefy. Liczne wyprawy francuskie w tej rejon świata śledzono w Londynie z uwagą, a w kilka miesięcy po wypłynięciu w morze statków La Perouse odkryto, iż posiadał on instrukcje założenia osady na Nowej Zelandii!
Wszystko to przyśpieszyło działania Anglików, a Pierwsza Flota po dowództwem kapitana Arthura Phillipa – po ośmiu miesiącach żeglugi - pojawiła się na wodach Botany Bay 18 stycznia 1788 r., by ostatecznie dobić do brzegu w miejscu Sydney Cove w dniu 26 stycznia. Dzień ten celebrujemy dzisiaj jako święto, choć lądowanie Anglików przerwało Aborygenom najdłuższy w dziejach „weekend”! Jedenaście statków przewiozło ponad tysiąc ludzi, a w tym 568 skazańców, 191 więźniarek z 13 dziećmi. Towarzyszyły im cztery kompanie ( 211 żołnierzy z oficerami ), żony oficerów wraz z dziećmi. Kapitan Philiip otrzymał tytuł gubernatora Nowej Południowej Walii, która wówczas rozciągała się od półwyspu York aż po Tasmanię!
Przybysze żyli w namiotach lub w prymitywnych szałasach, kończyła się aprowizacja załadowana w Anglii. Ziemia była jałowa, a mięsa kangurów jeszcze nie ceniono. Wrogość Aborygenów miała tylko jedną dobrą stronę: nie musiano pilnować skazańców! W razie ucieczki ginęli bowiem z rąk tubylców, a gęstwiny buszu także odstraszały ewentualnych śmiałków… W buszu zresztą nie było czym się pożywić, brakowało też wody. Głód doskwierał wszystkim, nawet strażom, choć ich racje żywnościowe były lepsze.
Próbowano łowić ryby, jednak kradzieże żywności zdarzały się nadal, karane chłostą ( od 100 do 200 uderzeń). Cięższe przestępstwa karano śmiercią, w miesiąc pod wylądowaniu powieszono pięciu mężczyzn, a w 1789 pierwszą kobietę…


W kilka dni po dotarciu Pierwszej Floty do Sydney, w zatoce Botany Bay pokazały się statki La Perouse! Wywołało to pewne obawy Anglików, nie znano intencji francuskich żeglarzy. Cel ich wyprawy był w zasadzie badawczy, a La Perouse żeglował z Kamczatki i Filipin. Anglicy spotykali się zatem z Francuzami na przyjaznej stopie, do dzisiaj jedna z ulic Sydney nosi nazwę Frenchman’s Road ( pomiędzy Randwick a Bronte ), gdyż tamtędy szli żeglarze w odwiedziny do Anglików. A kawałek Sydney nazwano imieniem La Perouse… Po sześciu tygodniach remontu swych okrętów Francuzi odpłynęli. Dalszy los ich wyprawy pozostawał długo nieznany, przepadli bez wieści. Dopiero kilkadziesiąt lat później znaleziono szczątki ich statków na Nowych Hebrydach...


Pojawienie się francuskiej ekspedycji na wodach Botany Bay przyśpieszyło kolonizację wyspy Norfolk, co zresztą zalecały jeszcze instrukcje kapitana Cooka. Miała tam powstać osada zapewniająca okrętom brytyjskim zaopatrzenie w drewno oraz płótno żaglowe. Na Norfolk zsyłano też do pracy wielu skazańców – w roku 1791 na tysiąc mieszkańców tej wyspy zaledwie 200 należało do tzw. wolnych. I tam głód był problemem, polowano więc na wielkie ptaki morski, podobne do albatrosów, które wkrótce wytrzebiono.
O wiele więcej o wyprawie Pierwszej Floty pisze Roman Korban w swej interesującej książce „Australia – ziemia obiecana czy pułapka ?” , a odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule mogą dziś udzielić powodzianie z Queensland czy Wiktorii. Po nas choćby potop, jak ktoś powiedział, ale dlaczego teraz ?
__________________________________________________________