piątek, 4 maja 2012

3 Maja – spóźniona reforma

_________________________________________________________________________________

Konstytucja 3 Maja okazała się daremną terapią ustroju Rzeczypospolitej, uchwalono ją też w dwadzieścia lat po pierwszym rozbiorze Polski. Istniał zatem już fatalny precedens podziału naszych ziem, a trzy mocarstwa mogły w każdej chwili przystąpić do nowego rozbioru – co też się stało. 

Reformatorzy 3 maja przegrywali wyścig z czasem, a ponadto z bezsiłą militarną oraz z anarchią Rzeczypospolitej. Wobec zagrożenia ze strony Rosji prace nad Konstytucją musiały toczyć się w tajemnicy, król z grupką patriotów działał więc w spisku ( był on zawsze motorem historii wbrew wrogom teorii spiskowej) a spotkania sprzysiężonych odbywały się nocą w pokojach Scypiona Piattolego, lektora Stanisława Augusta i sekretarza do korespondencji w języku włoskim. Maszerowano tam wieczorem przez korytarze Zamku, w blasku świecy niesionej przez głuchoniemego kasztelanica Wilczewskiego, by i w ten sposób zapobiec plotkom o naradach, które mogły wzbudzić niepokój państw ościennych, a zwłaszcza ambasadora Katarzyny.

Nikt nie może podważyć sensu uchwalenia tak ważnego dokumentu jak Konstytucja 3 Maja, Rzeczypospolita koniecznie potrzebowała naprawy własnego politycznego systemu. Był to warunek wstępny, by organizm państwa wytrącić z letargu. I by Rzeczypospolita mogła stawić czoła swoim potężnym sąsiadom, chociaż nie brakowało pesymistów, którzy sądzili, że przekraczało to już ówczesne możliwości królestwa. Bez silnej armii najwspanialsze prawa nie mogły uratować kraju, albowiem nie było komu ich bronić! A dla Rosji prawa były też ostatnią rzeczą mającą jakiekolwiek znaczenie, nigdy nie miała respektu dla dokumentów, kodeksów czy traktatów międzynarodowych. Konstytucja 3 Maja była dla Rosji takim świstkiem papieru jak porozumienia gdańskie z „Solidarnością” dla rządu PRL-u. Agenci carscy będą wykupywać potem egzemplarze Konstytucji, by zniszczyć materialne ślady jej istnienia.

Rosja liczyła się wyłącznie z siłą, bo to siła była fundamentem jej istnienia oraz ekspansji. Ta odwieczna cecha tego imperium zresztą nadal jest żywa, nadaje ton polityce Moskwy. Dlatego być może skuteczniejszą drogą byłby udział Rzeczypospolitej w otwartym konflikcie z Rosją, co rysowało się w latach 1787/8, gdy zbliżała się wojna Turcji i Szwecji z Rosją. Niestety, Rzeczypospolita nie przystąpiła do sojuszu z Konstantynopolem ani Sztokholmem, tracąc być może niepowtarzalną szansę zatrzymania ekspansji imperium Katarzyny. Mimo szczupłego liczebnie wojska Polacy byli w stanie walczyć w tej kampanii, a z czasem wystawić większą armię. 
Na początku tej wojny Szwedzi odnieśli poważne sukcesy militarne, zagrażali Petersburgowi. Na froncie z Turcją przebieg konfliktu także wyglądał niefortunnie dla Rosji, polskie natarcie mogło wtedy przesądzić o wyniku wojny. 
Niestety, udział w takim sojuszu zaprzepaścił sam Stanisław August jeszcze w roku 1787 proponując carycy na spotkaniu w Kaniowie przystąpienie do wojny z Turcją po stronie Rosji! Było to oczywiste samobójstwo polityczne, daremne kokietowanie Petersburga, który był zdeklarowanym wrogiem Rzeczypospolitej, a udowodnił to już pierwszym jej rozbiorem. Polityką Katarzyny były zasady tak proste jak to, że „nie masz dla Rosji ani korzyści, ani potrzeby, aby Polska stała się czynniejszą”. Według słów carycy Polska nie powinna też wyjść z nicości. Były to sygnały nie pozostawiające żadnych złudzeń. Niestety, Stanisław August żył wspomnieniami romansu nad Newą, a politykę budował na mrzonkach. Kontrowersje wokół jego postaci zostawmy jednak historykom, głosy mu przychylne ścierają się z publikacjami krytycznymi. Katarzyna oczywiście odrzuciła propozycję aliansu z Poniatowskim, bo politycznie nie dawał nic Rosji kontrolującej od dawna sprawy polskie. Mówiono potem na dworze, że król wydał trzy miliony, stracił też trzy miesiące, by widzieć carycę w Kaniowie przez trzy godziny! A ambasada carska w Warszawie szachowała zarówno Ciołka jak i jego magnacko-hetmańską opozycję.

Ukończenie prac nad Konstytucją w tych warunkach graniczyło z cudem. A częściowo też jej uchwalenie, pod strażą oddziałów zebranych pod dowództwem księcia Józefa Poniatowskiego. O mało co nie doszło do krwawej jatki w Sejmie. Oto jak opisał to Julian Ursyn Niemcewicz: „Król powtórzywszy niebezpieczeństwa, którymi zagrożeni byliśmy, radził, by natychmiast do uchwalenia trwałej formy rządu przystąpić, a projekt onej przeczytać (…) powstał powszechny prawie krzyk: „Zgoda”; tu rębacze moskiewscy tygrysim wzrokiem spojrzeli na siebie, jak gdyby gotowi zacząć krwawe dzieło. Janikowski, poseł łęczycki, poufały zwolennik a współpijak Branickiego, zbliżywszy się do niego szepnął mu do ucha: „A co, panie Ksawery, machniemy ?”. Branicki tylko to odpowiedział mu słowo: „Wara”. Więcej uwaga na własne niebezpieczństwo niż brak chęci do „machnięcia” Branickiego wstrzymały…” ( koniec cytatu). 
Nie doszło do jatki w Sejmie, ale w rok poźniej konfederaci z Targowicy stanęli po stronie wojsk Katarzyny, gwarantujących nienaruszalność praw kardynalnych. A Polska do wojny stawała sama, praktycznie bez szans. Turcja i Szwecja, pobite, nie były już skłonne do interwencji, a z fałszywego aliansu wycofały się Prusy. Targowiczanie z pomocą Rosjan obalili wielkie dzieło Sejmu Czteroletniego. 


Historia nie powtarza się w sposób symetryczny, jej konteksty są różne, ale jedno wydaje się pewne: III RP także wymaga reformy, jeśli pewne elity boją się IVRP. Niestety, tym razem stronnictwo patriotów jest słabsze, nie może poradzić sobie z uciążliwą schedą po PRL-u, ani z jej stróżami. Nie szykuje się nam zatem nowa konstytucja majowa, bo układ takowej sobie nie życzy, zwłaszcza w republice „post-smoleńskiej”. Wystarcza mu ta, którą „skwaszono” podczas transformacji kontrolowanej, a mgliste zasady tejże konstytucji nakreślono jeszcze w Magdalence pod osobistą kuratelą towarzysza Kiszczaka wznoszącego toasty z Michnikiem.

Śniła nam się wolna Polska, lecz wrony dalej dziobią Orła...gdy „liberałowie” z Platformy zaciskają Mu pętlę na szyi z aprobatą spalikoconej gawiedzi, a przy obojętności tych obywateli, którzy w dniu wyborów zostają w domach, złudnych namiastkach Ojczyzny. Obywatele ci nie rozumieją, że ich bierność sprowadzi jutro obcych, a ci wyważą drzwi ich niby bezpiecznych domów!
_________________________________________________________________________________